"Dziennik upadku" Michel Laub
Temat Auschwitz wydaje się wielu ludziom doszczętnie wyczerpany - o nim powiedziano już wszystko. Jednak, mimo że ta brutalna historia jest nam dobrze znana, jej konsekwencje nabrały nowego obrazu w książce „Dziennik upadku” autorstwa Michela Lauba. Książka ta była czymś innym niż dotychczas przeczytałam, przede wszystkim była obrazem młodego żydowskiego pokolenia, które wciąż mierzy się z Auschwitz, kiedy reszta świata powoli ruszyła do przodu. Narrator „Dziennika upadku” pochodzi z żydowskiej rodziny i opisuje wpływ Auschwitz na trzy pokolenia: swoje, swojego taty i swojego dziadka, który przeżył owy brutalizm. Temat Auschwitz jest dla niego znany od dziecka, mimo że chciałby się od niego oderwać i nie być wiecznie z tym kojarzony, jest to niemożliwe. Na początku dla niego samego nie jest to ważny temat, nie uważa, że ma z nim coś wspólnego, bo jak sam stwierdza "ja nie miałem nic wspólnego z tymi skrzywdzonymi osobami, poza faktem, że się urodziłem Żydem, i nic nie wiedziałem o tych ludziach, poza faktem, że oni byli Żydami, i bez względu na to, że Ci wszyscy ludzie zginęli w obozach koncentracyjnych, nie miało sensu, bym ja o tym codziennie wspominał”. Jednak wszystko się zmienia po bar micwie jedynego nie-żydowskiego kolegi, któremu w skutek prześladowań dzieje się krzywda. Był to kolejny okrutny żart, ale tym razem wyrządzony na oczach rodziców, odznaczył piętno na życiu narratora, tak jak Auschwitz na życiu jego dziadka. „Dziennik upadku” budzi wiele pytań, między innymi na temat okrucieństw wykonywanych przez ofiary i ich potomków. Czy wszystkie ich krzywdy mogą być tłumaczone okrucieństwami Auschwitz? Czy ktoś kto przeżył okrucieństwa ma prawo sam czynić zło? Gdzie jest granica? Czy były więzień miał prawo zaniedbać swojego syna? Czy holokaust może być usprawiedliwieniem do czynienia zła? Jednocześnie autor porusza temat spirali zła, w której ofiara staje się katem. Dlaczego ktoś, kto był prześladowany sam potrafi dopuścić się takiego czynu? Jest to dla niego zemsta, wyładowanie emocji czy obraz jego bezsilności…? Czytając „Dziennik upadku” towarzyszyły mi różne emocje. Po pierwsze szok. Pierwszy raz przeczytałam tekst, gdzie Żyd wypowiadał się lekceważąco o holokauście, a przecież zawsze uczyłam się jaki to ważny aspekt ich życia. No właśnie ważny…, ale czy ma zawsze trzymać ich w swoich szponach? Po drugie złość. Czytając czułam uwięzienie narratora, kiedy wypowiada się o Auschwitz. Jest to dla niego część historii, od której nie może uciec, która zawsze przy nim jest, która w jakiś sposób go identyfikuje, a przecież on sam bezpośrednio tego nie doświadczył. Po trzecie smutek. Często nie zdajemy sobie sprawy z konsekwencji naszych czynów, nie pamiętamy, że przemoc potrafi rodzić przemoc, a gdy sami czynimy zło, często szukamy usprawiedliwienia, zamiast przyznać się do błędu i naprawić swoje krzywdy. Michel Laub otworzył mi oczy nie tylko w kwestii wyrządzania zła i jego konsekwencji, ale także w kwestii postrzegania Auschwitz przez Żydów. Przypomina mi to trochę, czym dla Polaków są „Dziady” i martyrologia narodu polskiego. Historia będzie zawsze miała wpływ na konkretne grupy, ale pytanie brzmi: jak o tym pamiętać, aby to nie więziło nas w klatce?
|